by Vlad Radu Eliade Sro Sie 20, 2014 9:22 am
Piszę dopiero teraz, gdyż inkwizycja jakoś przegapiła pewne dość niewygodne fakty i dopiero teraz znalazłem rozwiązanie. Wracając jednak do formalności:
STOP W IMIENIU INKWIZYCJI!
Historia nierządu jest długa (w końcu skądś się wzięło powiedzenie „najstarszy zawód świata”). Nie chcąc zanudzać was jednak całymi tymi opisami, pozwolę sobie zarysować interesujące mnie fakty historyczne:
Pierwsze damy i panowie do towarzystwa były już w starożytnym Egipcie. Tam nikogo nie interesowało czy kochał się z mężczyzną, czy z kobietą. Podobne patrzenie na te sprawy widzimy w niemal wszystkich kształtujących się ludach. Na ziemiach germańskich homoseksualizm uznawany był za oznakę bycia powiązanym z magią, a na słowiańskich - ignorowany. Inaczej rzecz się jednak miała w Grecji. Tam miłość męsko-męska uznawana była za najpiękniejszą i najczystszą. Wzór wszelkich cnót -Achilles - jawnie okazywał swoją homoseksualność, co było uznawane za piękne.
Minęły lata i Grecja została podbita przez Rzym. Inny kraj - inna mentalność. Piękni chłopcy i mężczyźni, odziani w białe, przezroczyste szaty ze złotymi bransoletami odeszli w niepamięć. Narodziły się „wilczyce” i „domokrążcy”.
Prostytutki były ubrane skąpo, a na twarzy miały ostry, wyrazisty makijaż. Rzadko kiedy mówiły po łacinie i nie miały w sobie nic z delikatności. Gdy mężczyzna chciał spędzić z nią noc wystarczało, że za nią stanął i zawył. Jeśli się odwracała, a te parę godzin jest jego, jeżeli nie - szedł dalej. W pokoju, do którego wilczyca prowadziła swojego klienta było duże łóżko, dzbany z wonnymi olejkami i obrazy przedstawiające różne pozycje seksualne. Kobieta wskazywała na te, które może wykonać i pokazywała na palcach ile za nie chce.
Z mężczyznami było inaczej, chodzili do domu swoich klientek i klientów. Musieli umieć mówić, uważano bowiem, że kobieta dochodzi tylko wtedy, gdy mężczyzna mówi do niej słodko.
Po pewnym czasie Rzym upada. Nadchodzi era średniowiecza. Ludzie udają, że nie ma i nigdy nie było czegoś takiego jak „prostytucja”, o grzechu sodomskim nawet nie wspominając. Człowiek zawsze miał jednak kruchą wolę i już za parę lat kobiety nie mające nic, oddawały się mężczyzną za pieniądze. Było to jednak niepoukładane i sprawiało strażnikom wiele problemów. W końcu kaci podnieśli głos. Nie zarabiali dużo, a praca, jaką wykonywali nie była zbyt przyjemna. Zażądali zadośćuczynienia i dostali je. Król francuski, z tego co pamiętam, utworzył „burdele”, czyli legalne ośrodki prostytucji. Zajmowali się tym tylko kaci i ich żony. Nie było jednak mowy o czymś takim jak „męska prostytutka”. Mężczyźni znów zaczną zarabiać na nierządzie dopiero w okolicach pierwszej wojny światowej.
Rozumiecie więc chyba moje rozterki na temat Sadika, który kartę napisał tak pociesznie, że postanowiłem zapomnieć o tej sprawie z katami. Nikt z inkwizycji mi tego nie wypomniał, więc się stało! Mamy pierwszego w historii burdeltatę (w Rzymie mężczyźni prowadzący domy schadzek nazywali się inaczej)! Nie mogę jednak sprawy męskiej prostytucji zostawić bez echa. Wczoraj, kiedy leżałem w ogromnych bólach, starając się myśleć o wszystkim, byleby nie o brzuchu, przypomniał mi się ciekawy historyczny fakt. Mianowicie sułtan, Mehmed Zdobywca miał w swoim haremie co najmniej czterech mężczyzn (jednym z nich był Radu Draculla, brat Vlada Draculli i późniejszy hospodarz Wołoski)! Z tego, co wiem, to nie był ani pierwszym, ani ostatnim Turkiem mającym w swoim haremie również męskie branki!
A więc, skracając cały mój wykład dla tych, którym nie chciało się tego czytać (mnie by się nie chciało)
Inkwizycja postanawia! Jako, że Sadik Adnan jest Turkiem i nie musi znać zwyczajów europejskich, będzie zarządzał domami publicznymi, a Vlad wybitnie to zignoruje. Jeżeli jednak będzie chciał wziąć do swojej placówki mężczyzn, musi ich sprowadzać z Turcji, Grecji bądź Egiptu. Nie mogą być oni rdzennymi mieszkańcami tych państw (ponieważ nie byliby brankami). Sam Sadik ukrywa powód, dla którego zostali oni tutaj sprowadzeni i musi mieć osoby, dla których owych mężczyzn sprowadza.