Imię: Henri Alexander. Henryś.
Nazwisko: Rewenig
Pochodzenie: Luksemburg
Wiek: Niecałe 14 lat
Istota: Człowiek
Stan cywilny: Kawaler
Funkcja: Książę
Opis wyglądu: By zobaczyć, jak Henryś wygląda, po pierwsze należy spojrzeć w dół. Całe 150cm. Urodę ma bardzo delikatną, prawie dziewczęcą, posturę wyjątkowo niepozorną. Skóra chłopca, pozbawiona piegów czy blizn, jest niezdrowo wręcz blada, dłonie drobne i chude, włosy zaś, ni to szare, ni brązowe, kojarzą się z nijakim kolorem popiołu. Od razu widać, że chorowite z niego dziecko. Strach dotknąć, żeby nie zrobić mu krzywdy, a na twarzy zawsze wymalowane jest coś między zmęczeniem a rezygnacją.
Tylko w oczach jest jeszcze trochę życia. Oczy ma ładne. Duże, jasne, zielone, stale znudzone, zamyślone, lecz bystre.
Ciągle nosi przy sobie jedwabną chusteczkę, w którą co chwila kaszle. Na chusteczce tej wyszyty jest herb rodzinnego królestwa.
Ubrania Henriego są nadzwyczaj skromne jak na kogoś jego stanu. Większość z nich jest czarna, reszta brązowa lub szara. Nie roi się na nich od ozdób, tu i ówdzie jedynie widać haft ze złotych czy srebrnych nici, gronostajowe ogonki w podbiciu płaszcza, guziki z drogich kamieni... no, i jest broszka, z jasnego szmaragdu, noszona pod szyją.
Opis charakteru: Gdyby Henri wychowywał się w normalnym domu, prawdopodobnie uśmiech nie schodziłby mu z twarzy. Na zamku jednak nauczono go, że śmiech nie przystoi księciu, tak więc Henryś przestał się śmiać. Wychowany w normalnym domu pewnie chodziłby po drzewach, biegał po lesie i bawił się drewnianym mieczem. Na zamku zabroniono chodzić po drzewach i uciekać do lasu, a zamiast bawić się z innymi dziećmi, uczył się w zamkowej bibliotece. Całe życie ograniczały go maniery. Etykieta. To, co wolno robić, a co jest zabronione. To, jak należy się zachowywać, by nie przynieść wstydu rodzinie i całemu królestwu.
Edukacja ta zakończyła się powodzeniem, z jednym tylko skutkiem ubocznym. Henri nauczył się nienawidzić królewskiego dworu. Drogie zabawki szybko nudziły go, i chłopczyk przerzucał się na to, co uważał za o wiele ciekawsze. Na ludzi. Postrzeganie innych jako czujących istot przychodzi mu z dużym trudem. Jest on, i jest motłoch. Proste.
Jego ulubioną zabawką są trucizny. Zna się na nich niepokojąco dobrze i już kilka razy zrobił z tej wiedzy użytek.
Jest bardzo zorganizowany, sumienny, obowiązkowy. Jak coś zacznie, to skończy. W jego pokoju panuje idealny porządek, pościel zawsze jest wygładzona, poduszki ułożone równo, a księgi na półkach stoją idealnie pod linijkę. Ceni sobie ciszę i spokój, nie przepada za tłumami, chociaż proste, mieszczańskie życie w pewien sposób go fascynuje.
Za nic ma stan swojego zdrowia, traktuje to jak nieistotny szczegół. Pogodził się z nim. Gorzej nie będzie, nie ma co płakać, z życia trzeba korzystać, póki się jakieś ma.
Wady: Brak poczucia humoru, wyższość, obojętność
Zalety: Charyzma, asertywność, odpowiedzialność
Zdolności: Manipulacja, trucicielstwo
Historia postaci: Henri urodził się jakie trzecie dziecko króla i królowej sąsiedniego królestwa. Mały, chudy, słaby wcześniak od razu został spisany na straty, podświadomie postanowił jednak zrobić rodzicom na złość. I przeżył.
Nie był silny, jak jego starszy brat i następca tronu. Nie nadawał się do dworskich przyjęć, jak jego starsza siostra. Regularnie chorował, był nieśmiały, chuderlawy, a każda aktywność fizyczna kończyła się atakiem silnej astmy. Wykryto u niego kilka chorób przewlekłych, w tym hemofilię. Ojciec, obawiając się, iż Henri przyniesie wstyd rodzinie królewskiej, coraz częściej odcinał go od reszty świata. Mały książę przez większość czasu siedział w swoich komnatach, bawiąc się samemu, czytając książki i nudząc się okrutnie. Rodzeństwo było mu bliższe niż rodzice, z którymi w ogóle nie spędzał czasu. Służba, pomna surowych zakazów i zaleceń królewskiej pary, wpajała Henriemu etykietę i dworskie zasady. Nauczono go czytać, pisać, śpiewać, grać na flecie i na lutni.
Kilka razy próbowano nauczyć Henriego walki, jednak nie miał dość siły, by unieść miecz, a po kilku strzałach z łuku rączki bolały go od napinania cięciwy. Kilka razy chorował tak poważnie, że nie dawano mu szans na przeżycie, jednak chłopczyk trzymał się życia tak uparcie, że jego istnienie powoli denerwowało rodziców.
W wieku siedmiu lat Henri po raz pierwszy zainteresował się trucicielstwem. Namówił kilku służących, by przynosili mu coraz to nowsze "zabawki", które potem podsuwał psom w psiarni, szczurom a nawet koniom. Łączenie trucizn i wymyślanie nowych stało się jego ulubionym zajęciem. Bywały noce, które poświęcał wyłącznie na studiowanie niosących śmierć ziół, lub wymyślanie sposobów na to, jak zatuszować otrucie.
W wieku dziewięciu lat wlał cykutę do wina służącej, która odkryła jego zabawę i chciała opowiedzieć o niej rodzicom chłopca. Od tego dnia Henri liczył każdą osobę, którą kiedykolwiek pozbawił życia.
Kiedy Henri miał jedenaście lat, wybuchła wojna z królestwem króla Arthura. Chłopczyk, osoba bardzo religijna, modlił się grzecznie przez cały czas jej trwania. Głównie o to, by jego ojciec zginął na tej wojnie. To by było spełnienie wszystkich marzeń. Starszy brat Henriego zostałby królem, a on nie kazałby mu siedzieć całymi dniami w wielkiej, nudnej, ciemnej komnacie. Nie zamykałby go, nie wstydziłby się go, pozwalałby mu się bawić... Modlitwy zostały wysłuchane w okrutnie pokrętny sposób. Król wrócił z wojny, cały i zdrowy, chociaż konflikt zakończył się klęską. Siedząc w oknie swojej komnaty Henri patrzył na wjeżdżających na zamkowy dziedziniec rycerzy i przyglądał się uważnie posłańcowi odczytującemu warunki pokoju.
...mógł się tego spodziewać. Król Arthur zażądał gwarancji, że władca sąsiedniego kraju nie rozpęta kolejnej wojny. Jedno z dzieci starego władcy miało zamieszkać w jego dworze, jako "podopieczny", jako "wychowanek". Uroczy eufemizm dla słowa "zakładnik", którego nie użyto w żądaniu wyłącznie z grzeczności. Tydzień później małe stworzenie w czarnych szatach stało już przed Arturem, bez strachu w oczach, bez gniewu, bez... niczego. Na twarzy chłopca nie było żadnych emocji.
Ale gdzieś tam, w środku, zapaliła się mała iskierka czystej, niczym nieskalanej nienawiści, którą do dziś dnia małe książątko starannie pielęgnuje.
Relacje:
Król Arthur Kirkland - Zabrał Henriego z domu i trzyma u siebie na zamku, a ponieważ małe książątko nie miało na ten temat nic do powiedzenia, to w oczach chłopca eleganckie komnaty w wieży nie różnią się niczym od zwykłego lochu. I to więzienie, i to. Jedyną różnicą są meble. Henri udaje, że Arthur w ogóle go nie interesuje, ale gdyby ktoś postanowił pozbyć się Jego Wysokości, chłopczyk z pewnością uprzejmie by mu za to podziękował. A może nawet i pomógł.
Reszta wyjdzie w praniu...
Nazwisko: Rewenig
Pochodzenie: Luksemburg
Wiek: Niecałe 14 lat
Istota: Człowiek
Stan cywilny: Kawaler
Funkcja: Książę
Opis wyglądu: By zobaczyć, jak Henryś wygląda, po pierwsze należy spojrzeć w dół. Całe 150cm. Urodę ma bardzo delikatną, prawie dziewczęcą, posturę wyjątkowo niepozorną. Skóra chłopca, pozbawiona piegów czy blizn, jest niezdrowo wręcz blada, dłonie drobne i chude, włosy zaś, ni to szare, ni brązowe, kojarzą się z nijakim kolorem popiołu. Od razu widać, że chorowite z niego dziecko. Strach dotknąć, żeby nie zrobić mu krzywdy, a na twarzy zawsze wymalowane jest coś między zmęczeniem a rezygnacją.
Tylko w oczach jest jeszcze trochę życia. Oczy ma ładne. Duże, jasne, zielone, stale znudzone, zamyślone, lecz bystre.
Ciągle nosi przy sobie jedwabną chusteczkę, w którą co chwila kaszle. Na chusteczce tej wyszyty jest herb rodzinnego królestwa.
Ubrania Henriego są nadzwyczaj skromne jak na kogoś jego stanu. Większość z nich jest czarna, reszta brązowa lub szara. Nie roi się na nich od ozdób, tu i ówdzie jedynie widać haft ze złotych czy srebrnych nici, gronostajowe ogonki w podbiciu płaszcza, guziki z drogich kamieni... no, i jest broszka, z jasnego szmaragdu, noszona pod szyją.
Opis charakteru: Gdyby Henri wychowywał się w normalnym domu, prawdopodobnie uśmiech nie schodziłby mu z twarzy. Na zamku jednak nauczono go, że śmiech nie przystoi księciu, tak więc Henryś przestał się śmiać. Wychowany w normalnym domu pewnie chodziłby po drzewach, biegał po lesie i bawił się drewnianym mieczem. Na zamku zabroniono chodzić po drzewach i uciekać do lasu, a zamiast bawić się z innymi dziećmi, uczył się w zamkowej bibliotece. Całe życie ograniczały go maniery. Etykieta. To, co wolno robić, a co jest zabronione. To, jak należy się zachowywać, by nie przynieść wstydu rodzinie i całemu królestwu.
Edukacja ta zakończyła się powodzeniem, z jednym tylko skutkiem ubocznym. Henri nauczył się nienawidzić królewskiego dworu. Drogie zabawki szybko nudziły go, i chłopczyk przerzucał się na to, co uważał za o wiele ciekawsze. Na ludzi. Postrzeganie innych jako czujących istot przychodzi mu z dużym trudem. Jest on, i jest motłoch. Proste.
Jego ulubioną zabawką są trucizny. Zna się na nich niepokojąco dobrze i już kilka razy zrobił z tej wiedzy użytek.
Jest bardzo zorganizowany, sumienny, obowiązkowy. Jak coś zacznie, to skończy. W jego pokoju panuje idealny porządek, pościel zawsze jest wygładzona, poduszki ułożone równo, a księgi na półkach stoją idealnie pod linijkę. Ceni sobie ciszę i spokój, nie przepada za tłumami, chociaż proste, mieszczańskie życie w pewien sposób go fascynuje.
Za nic ma stan swojego zdrowia, traktuje to jak nieistotny szczegół. Pogodził się z nim. Gorzej nie będzie, nie ma co płakać, z życia trzeba korzystać, póki się jakieś ma.
Wady: Brak poczucia humoru, wyższość, obojętność
Zalety: Charyzma, asertywność, odpowiedzialność
Zdolności: Manipulacja, trucicielstwo
Historia postaci: Henri urodził się jakie trzecie dziecko króla i królowej sąsiedniego królestwa. Mały, chudy, słaby wcześniak od razu został spisany na straty, podświadomie postanowił jednak zrobić rodzicom na złość. I przeżył.
Nie był silny, jak jego starszy brat i następca tronu. Nie nadawał się do dworskich przyjęć, jak jego starsza siostra. Regularnie chorował, był nieśmiały, chuderlawy, a każda aktywność fizyczna kończyła się atakiem silnej astmy. Wykryto u niego kilka chorób przewlekłych, w tym hemofilię. Ojciec, obawiając się, iż Henri przyniesie wstyd rodzinie królewskiej, coraz częściej odcinał go od reszty świata. Mały książę przez większość czasu siedział w swoich komnatach, bawiąc się samemu, czytając książki i nudząc się okrutnie. Rodzeństwo było mu bliższe niż rodzice, z którymi w ogóle nie spędzał czasu. Służba, pomna surowych zakazów i zaleceń królewskiej pary, wpajała Henriemu etykietę i dworskie zasady. Nauczono go czytać, pisać, śpiewać, grać na flecie i na lutni.
Kilka razy próbowano nauczyć Henriego walki, jednak nie miał dość siły, by unieść miecz, a po kilku strzałach z łuku rączki bolały go od napinania cięciwy. Kilka razy chorował tak poważnie, że nie dawano mu szans na przeżycie, jednak chłopczyk trzymał się życia tak uparcie, że jego istnienie powoli denerwowało rodziców.
W wieku siedmiu lat Henri po raz pierwszy zainteresował się trucicielstwem. Namówił kilku służących, by przynosili mu coraz to nowsze "zabawki", które potem podsuwał psom w psiarni, szczurom a nawet koniom. Łączenie trucizn i wymyślanie nowych stało się jego ulubionym zajęciem. Bywały noce, które poświęcał wyłącznie na studiowanie niosących śmierć ziół, lub wymyślanie sposobów na to, jak zatuszować otrucie.
W wieku dziewięciu lat wlał cykutę do wina służącej, która odkryła jego zabawę i chciała opowiedzieć o niej rodzicom chłopca. Od tego dnia Henri liczył każdą osobę, którą kiedykolwiek pozbawił życia.
Kiedy Henri miał jedenaście lat, wybuchła wojna z królestwem króla Arthura. Chłopczyk, osoba bardzo religijna, modlił się grzecznie przez cały czas jej trwania. Głównie o to, by jego ojciec zginął na tej wojnie. To by było spełnienie wszystkich marzeń. Starszy brat Henriego zostałby królem, a on nie kazałby mu siedzieć całymi dniami w wielkiej, nudnej, ciemnej komnacie. Nie zamykałby go, nie wstydziłby się go, pozwalałby mu się bawić... Modlitwy zostały wysłuchane w okrutnie pokrętny sposób. Król wrócił z wojny, cały i zdrowy, chociaż konflikt zakończył się klęską. Siedząc w oknie swojej komnaty Henri patrzył na wjeżdżających na zamkowy dziedziniec rycerzy i przyglądał się uważnie posłańcowi odczytującemu warunki pokoju.
...mógł się tego spodziewać. Król Arthur zażądał gwarancji, że władca sąsiedniego kraju nie rozpęta kolejnej wojny. Jedno z dzieci starego władcy miało zamieszkać w jego dworze, jako "podopieczny", jako "wychowanek". Uroczy eufemizm dla słowa "zakładnik", którego nie użyto w żądaniu wyłącznie z grzeczności. Tydzień później małe stworzenie w czarnych szatach stało już przed Arturem, bez strachu w oczach, bez gniewu, bez... niczego. Na twarzy chłopca nie było żadnych emocji.
Ale gdzieś tam, w środku, zapaliła się mała iskierka czystej, niczym nieskalanej nienawiści, którą do dziś dnia małe książątko starannie pielęgnuje.
Relacje:
Król Arthur Kirkland - Zabrał Henriego z domu i trzyma u siebie na zamku, a ponieważ małe książątko nie miało na ten temat nic do powiedzenia, to w oczach chłopca eleganckie komnaty w wieży nie różnią się niczym od zwykłego lochu. I to więzienie, i to. Jedyną różnicą są meble. Henri udaje, że Arthur w ogóle go nie interesuje, ale gdyby ktoś postanowił pozbyć się Jego Wysokości, chłopczyk z pewnością uprzejmie by mu za to podziękował. A może nawet i pomógł.
Reszta wyjdzie w praniu...